„Czy jesteś gotów w tej intencji ofiarować swoje życie?” I zmarł w szpitalu, w którym przed wojną pracowała Rozalia

 Ks. Zygmunt:  by wobroniewiary

 

Jednym z tych dzielnych Polaków, którzy najwięcej wycierpieli dla sprawy Intronizacji, jest ś.p. ks. Tadeusz Kiersztyn. Pominę tu jego (dość znany) życiorys wraz z opisem najtrudniejszych dla niego lat, a ograniczę się tylko do (ogółowi nieznanych) ostatnich wspomnień jego przyjaciół. Pierwsze z nich opiera się na osobistym zwierzeniu Zmarłego. Stwierdził, że na ołtarzu Jezusa Króla Polski złożył w ofierze całe swoje kapłaństwo, wszystkie cierpienia, poniżenia mierzone dziesiątkami lat, ale nigdy nie pomyślał, że Pan Jezus zażąda od niego największej ofiary. Pewnego razu, gdy w chwili skupienia we Mszy przed Komunią świętą wzbudzał sobie, jak zwykle, pragnienie ofiarowania Komunii w intencji Intronizacji, usłyszał wyraźny głos Pana Jezusa: „Czy jesteś gotów w tej intencji ofiarować swoje życie?” Gdy potwierdził tę ofiarę krótkim i zdecydowanym „TAK” i przyjął Komunię, Pan Jezus powiedział: „Twoja ofiara została przyjęta”. Od tej pory był przekonany, że zbliża się jego śmierć. Wyszedł jej na spotkanie 22 sierpnia b.r., poszkodowany w wypadku samochodowym. Jego agonia trwała 3 godziny – między 12.00 a 15.00, a życie zakończył w szpitalu, w którym przed wojną mieścił się oddział dla chorych wenerycznie. W ten sposób sł. Boża Rozalia Celakówna, do której procesu beatyfikacyjnego przyczynił się w najwyższym stopniu, zaprosiła go do miejsca swojej pracy, związanego z ogromem jej ofiar na rzecz Intronizacji.

Ks. Zygmunt: Króluj nam Chryste – zawsze i wszędzie!

       I ja, podobnie jak wielu moich Rodaków, z wielkim bólem zapoznałem się z listem Biskupów, odczytanym w większości diecezji w uroczystość Chrystusa Króla 2012 roku. Z jego treścią nie będę polemizował głównie z dwóch powodów: mądrze i dość wyczerpująco uczynili to inni, a poza tym uważam, że w tej kwestii nie powinno być w ogóle miejsca na polemiki, skoro sam Chrystus zażądał od Polaków (przez swoją wybrankę Rozalię Celakównę) Jego własnej intronizacji, i to jako wzoru dla innych narodów dla ich ocalenia. We wrześniu 1937 roku Rozalia zapisała Jego słowa, związane z wizją przyszłości: „Patrz, dziecko, Królestwo Chrystusowe przychodzi do Polski przez Intronizację”. Widziała, jak w tym uroczystym akcie bierze udział cały Naród, z żydami i innowiercami włącznie. Usłyszała: „To niedługo się stanie, co teraz oglądasz, ale wpierw trzeba dużo wycierpieć”.

       Na to „niedługo” czekamy już 75 lat, a zapowiedzianych cierpień wciąż przybywa! I są to, niestety, nie tylko cierpienia naszego narodu, Europy, ziemi, ale przede wszystkim… samego Króla Jezusa Chrystusa, który wciąż słyszy te same krzyki, co na dziedzińcu twierdzy Piłata: „Precz z Nim! Poza Cezarem nie mamy króla!”. Świętokradzki i bluźnierczy napad na Tron Jasnogórskiej Królowej poruszył wielu z nas i doczekał się gdzieniegdzie ekspiacji, jednak dlaczego nie kojarzymy go sobie z tym, co stało się dwie niedziele wcześniej: z ciosem, wymierzonym wprost w serce Króla przez odczytanie listu Jego sług Biskupów? W moim odczuciu te dwa fakty ściśle łączą się ze sobą, gdyż ściśle zjednoczone są ze sobą Serca Matki i Syna, i to zarówno w szczęściu, jak i w cierpieniu!

       Maryja i Jej Boski Syn posłużyli się tym samym sposobem, by przekonać Polaków do idei Ich królowania w naszym narodzie: wybrali sobie i ukształtowali osobę, na której mogli się oprzeć, i obarczyli ją obowiązkiem przekazania Ich woli Polakom. W pierwszym przypadku był to włoski jezuita Juliusz Mancinelli, który wybrał się w trudną pielgrzymkę do Polski, niosąc naszym przodkom orędzie Maryi o Jej szczególnej miłości do naszego narodu i o Jej oczekiwaniach (sama nazwała siebie wobec niego kilkakrotnie „Królową Polski”).

Nie jest więc prawdą, że to Polacy „wybrali Ją na swoją Królową”, jak głosi 62 Prefacja w naszym Mszale, gdyż było zupełnie odwrotnie. Na szczęście, zwłaszcza dzięki aktywności jezuitów, posłaniec Maryi został przyjęty przez Polaków z entuzjazmem, dzięki czemu Jej orędzie mogło mieć wpływ na losy Narodu: oto w 40 lat po śmierci Mancinellego została Ona we Lwowie uznana za Królową Polski. Wielki na to wpływ miała niewątpliwie wprost cudowna obrona Jasnej Góry. Już jako Królowa pomogła nam oczyścić Polskę z „potopu” protestanckich najeźdźców-niszczycieli.

       Zupełnie odmienny los spotkał orędzia Jezusa, skierowane do Polaków przez pośrednictwo krakowskiej pielęgniarki Rozalii Celak w okresie międzywojennym. Mimo wielkiego wysiłku jej kierownika duchowego, paulina o. Zygmunta Dobrzyckiego (zm. w 1976 roku), mającego oparcie w generale Paulinów, o. Piusie Przeździeckim, i mimo wciąż narastających różnych cierpień (naprawdę straszliwych, i to ze wszystkich stron!), ofiarowanych przez Rozalię na rzecz Intronizacji, wszystkie ich starania, jak wiemy, skończyły się fiaskiem. Orędzia naszego Pana zawierały zarówno wspaniałe obietnice (m.in. chciał uchronić Polskę od nadchodzących cierpień, a wraz z nią inne narody), jak i ostrzeżenia przed tragicznymi skutkami odrzucenia Jego żądań.

Czyż więc odrzucający je do dzisiaj episkopat, a z nim cały Naród, nie jest winny zaprzepaszczenia ogromnego dobra, jak też wystawienia się na zapowiadane kary? Czy zdanie z listu: „Myślenie, że wystarczy obwołać Chrystusa Królem Polski, a wszystko się zmieni na lepsze, trzeba uznać za iluzoryczne, wręcz szkodliwe dla rozumienia i urzeczywistniania Chrystusowego zbawienia w świecie” – nie brzmi jak kpina chociażby tych z Jego słów, zapisanych przez Rozalię: w Intronizacji jest „ratunek dla Polski, Pan Jezus będzie Polsce błogosławił i bronił od nieprzyjaciół, a my w ten sposób choć w małej cząstce okażemy Mu miłość i wdzięczność”?

       Nawet gdyby oponenci Intronizacji Chrystusa, niezależnie od motywów którymi się kierują i argumentów które przytaczają, utrzymali się nadal przy władzy (i w Państwie, i w Kościele), niech wiedzą, że wola Króla jest ważniejsza od ich woli i musi być wypełniona, choćby kosztem wielu ofiar. Niech też wiedzą, że za te ofiary ponoszą, i jeszcze poniosą przed Królem odpowiedzialność. Niech sobie uświadomią, że zmarnotrawili mnóstwo czasu i wiele sprzyjających momentów, które nie wrócą. Jednym z takich momentów mogła być prezydentura ś.p. Lecha Kaczyńskiego, który nieoficjalnie, w odpowiedziach dawanych zwolennikom Intronizacji zaznaczał, że się do niej przyłączy, jeśli Episkopat wystąpi z taką inicjatywą. Na krótko przed tym jak został prezydentem, przez znajomych przekazałem mu obrazek Chrystusa Króla z prośbą, by nosił go przy sobie. Możemy więc dzisiaj postawić pytanie, czy on i jego unicestwiony rząd nie dołączyli swojej ofiary do tej strasznej wielomilionowej hekatomby wykrwawionej Polski, która wciąż opiera się żądaniom swojego Króla?

       Jednym z tych dzielnych Polaków, którzy najwięcej wycierpieli dla sprawy Intronizacji, jest ś.p. ks. Tadeusz Kiersztyn. Pominę tu jego (dość znany) życiorys wraz z opisem najtrudniejszych dla niego lat, a ograniczę się tylko do (ogółowi nieznanych) ostatnich wspomnień jego przyjaciół. Pierwsze z nich opiera się na osobistym zwierzeniu Zmarłego. Stwierdził, że na ołtarzu Jezusa Króla Polski złożył w ofierze całe swoje kapłaństwo, wszystkie cierpienia, poniżenia mierzone dziesiątkami lat, ale nigdy nie pomyślał, że Pan Jezus zażąda od niego największej ofiary. Pewnego razu, gdy w chwili skupienia we Mszy przed Komunią świętą wzbudzał sobie, jak zwykle, pragnienie ofiarowania Komunii w intencji Intronizacji, usłyszał wyraźny głos Pana Jezusa: „Czy jesteś gotów w tej intencji ofiarować swoje życie?” Gdy potwierdził tę ofiarę krótkim i zdecydowanym „TAK” i przyjął Komunię, Pan Jezus powiedział: „Twoja ofiara została przyjęta”. Od tej pory był przekonany, że zbliża się jego śmierć. Wyszedł jej na spotkanie 22 sierpnia b.r., poszkodowany w wypadku samochodowym. Jego agonia trwała 3 godziny – między 12.00 a 15.00, a życie zakończył w szpitalu, w którym przed wojną mieścił się oddział dla chorych wenerycznie. W ten sposób sł. Boża Rozalia Celakówna, do której procesu beatyfikacyjnego przyczynił się w najwyższym stopniu, zaprosiła go do miejsca swojej pracy, związanego z ogromem jej ofiar na rzecz Intronizacji.

       Niech jednak wiedzą ci, którzy Go odrzucają jako Króla Polski, że krew wielu Rodaków złożona na ołtarzu Ojczyzny, będzie dla nich oskarżeniem i będzie wołać „BIADA!”, aż Wola Boża się wypełni. Nie mam najmniejszego cienia wątpliwości, że ta Wola zawiera się w słowach Jezusa, skierowanych do Polaków przez pośrednictwo Rozalii 4 lipca 1938 roku: „Niech Ojciec (chodzi o kierownika duchowego) pamięta, by nie było za późno, Intronizacja w Polsce musi być zaprowadzona. […] Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu, jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego miłości; inaczej, moje dziecko, nie ostoi się. Oświadczam ci to, moje dziecko, jeszcze raz, że tylko te państwa nie zginą, które będą oddane Jezusowemu Sercu przez Intronizację, które Go uznają swym Królem i Panem. Przyjdzie straszna katastrofa na świat, jak zaraz zobaczysz”. Przerażająca wizja Rozalii dotyczy doszczętnego zniszczenia przez lawę i ogień wszystkich państw, które nie dokonały Intronizacji. Należy do nich, niestety, i Polska!

za:

 

http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=8149&Itemid=46